Sophie tuż przed ślubem zostaje porzucona przez narzeczonego. Pod wpływem impulsu postanawia wyjechać samotnie do Teksasu. Znajduje rodzinne ranczo, które wynajmuje domki dla turystów, i rozpoczyna swoją przygodę. Gdy w drodze do celu napotyka kłopoty, Aaron – właściciel największej farmy w okolicy – przybywa z pomocą.
Tych dwoje natychmiast zaczyna pałać do siebie niechęcią. On jest wrogo nastawiony wobec wszystkich pochodzących z miasta, a ona nie chce pozwolić na to, aby kolejny mężczyzna ją stłamsił. Zdają się nie zauważać tego, że pomiędzy nimi dzieje się coś zupełnie przeciwnego, niż mówią.
Kiedy w końcu poddają się namiętności, nawiązuje się pomiędzy nimi intensywny romans. Spędzają ze sobą każdą możliwą chwilę, karmiąc się złudzeniami, że ich związek mógłby się udać. Niestety urlop Sophie dobiega końca i dziewczyna – pomimo próśb mężczyzny, aby została – opuszcza farmę.
Po tygodniach tęsknoty postanawia jednak wrócić, a Aaron w tym samym czasie decyduje złamać swoją żelazną zasadę i polecieć do innego stanu, aby sprowadzić Sophie do Teksasu.
Czy uda mu się odzyskać kobietę, która zmieniła jego życie?
Czy tej dwójce pochodzącej z odmiennych światów jest pisane szczęście?
Bookszonki –
Na tę książkę wszyscy czekali.
W końcu kto nie lubi gorących kowboi niech pierwszy rzuci kamieniem.
Na szczęście dla nas, to pierwszy tom cyklu o mężczyznach Teksasu, więc do tych panów wrócimy jeszcze nie raz.
Ola kolejny raz zagrała symfonię emocji, wprowadzając zmiany tonacji poprzez plot twisty.
Nie byłaby sobą, gdyby nam nie zaserwowała wstrzymanych u czytelników oddechów, wytrzeszczonych z zaskoczenia oczu, mnóstwa uśmiechów i jeszcze do tego szczypty dramaturgii (to już śmiało mogę powiedzieć, że jest cecha charakterystyczna dla książek Oli).
Oczywiście wszyscy (czytelnicy) przeżyli, te oddechy zostały wstrzymane na ciągnące się w głowie ale jednak tylko sekundy.
Aaron i Sophie są jak ogień i woda.
Całkowicie różni, z dwóch różnych światów.
Czy uda się je połączyć?
Czy paniusia z miasta może sobie dać radę na teksańskim ranchu?
Kocham pióro autorki, rozpływam się z każdym kolejnym słowem.
Jej poczucie humoru jest mi bliskie przez co dialogi między naszymi bohaterami były zabawne i bardzo barwne a cytat z wężami chyba zostanie ze mną już do końca życia.
Grumpy Aaron, samodzielny i samotny oraz skrzywdzona przez narzeczonego ale dalej sunshine Sophie dostarczą Wam wielu emocji i przygód na wysokim poziomie.
Ostry język? Jest!
Przygoda? Jest!
Miłość? Jest!
Konie? Są!
Ostry język? Jest!
Dramat? Obecny!
SMUT? Znajdzie się.
Co mi się bardzo podobało, to także kreacja bohaterów drugoplanowych, tu każdy miał swój charakter i wprowadzał świeżość do fabuły.
Wiecie, małomiasteczkowy klimat, próby swatania, życzliwość itp.
Czytając mogliśmy się przenieść do upalnego Teksasu i poczuć jego żar na swojej skórze.
Ach jak ja bym chciała tam być…
Zwłaszcza z naszymi postaciami.
Bohaterowie są silni, nieustępliwi, uparci i uroczy.
Stanowią mocną podporę treści.
Zdradzę Wam w sekrecie, że fioletowa róża na okładce nie jest przypadkowa.
Ale o co chodzi, to już musicie doczytać sami.
Naprawdę warto!